fbpx

Historia mojej nerwicy

Napisane przez Marek Daniel w dniu

Kilka słów o mnie

Mam na imię Marek, jestem z Krakowa. Miałem 34 lata, kiedy dopadła mnie nerwica. Od wielu lat jestem wolny od nerwicy, a także depresji. Czynnie pomagam ludziom z zaburzeniem lękowym na mojej grupie na Facebooku.

Jestem także autorem specjalnego, interaktywnego kursu wychodzenia z nerwicy lękowej. Jestem praktykiem, gdyż przez to przeszedłem. Setki rozmów telefonicznych ludźmi z zaburzeniem lękowym, tysiące czatów i wiele uratowanych od nerwicy osób, to moje największe sukcesy.

Zapraszam Cię do przeczytania historii mojej nerwicy i „walki”, jaką stoczyłem sam ze sobą. Mam nadzieje, że będzie ona dla Ciebie inspiracją i motywacją do zmian w sobie.

Rozdział 1: Atak paniki

Jest luty 2016 około godziny 18:00. Wracam samochodem z dzieckiem do domu. Rozmawiamy sobie i świetnie się bawimy. Przed nami przejazd kolejowy i korek. Stoimy.
W pewnym momencie czuje, że odpływam od głowy po nogi. Puls, ciśnienie, słabość i drganie całego ciała. To był atak paniki, ale ja wtedy nie miałem o tym pojęcia. Byłem pewien, że to cukier spadł lub potas. Momentalnie wziąłem od dziecka wszystko, co słodkie miał przy sobie. 7 minut później byliśmy w domu. Nic mi nie przechodziło, a ja czułem, że to koniec. Jadłem kompulsywnie szynkę z czekoladą, popijając na zmianę, herbatą, colą, wodą i kawą.

Po jakiś 20 minutach czułem się na siłach, by jechać do znajomego po glukometr i zmierzyć sobie cukier, bo na pewno mam krytycznie niski). To było irracjonalne działanie, gdyż po takiej dawce jedzenia wszystkiego, nie mogłem mieć niskiego cukru. Pojechałem, niecałe 2 km od domu i czuje, że znowu się zaczyna. Jest około godziny 19:00. Zatrzymałem się przed „Biedronką”. Wpadłem tam i powiedziałem ochroniarzowi, aby zadzwonił po karetkę, bo „umieram”.

„Śmierć” w Biedronce

Ochroniarz był mocno przejęty i bardzo skuteczny, jeżeli chodzi o załatwienie karetki. Ta było jakieś 10 minut później i oczywiście wjechała na sygnale. W karetce porobili mi badania i stwierdzili…że nie ma wskazań do zabrania mnie do szpitala. Powiedziałem im, że mnie nie interesuje, że się nie znają na swojej pracy i jak mówię, że „umieram”, to znaczy, że „umieram” i chce do szpitala i to natychmiast!

Zabrali mnie. W szpitalu dostałem kroplówkę i poleżałem do godziny 23:30. Wszystko było już “dobrze” i mnie wypuścili. Wróciłem do domu, położyłem się spać. Była 1:00 w nocy, ale zanim zasnąłem, ponownie czuję, że zaczyna się to samo.

Z „zawałem” do szpitala

Wsiadłem w samochód i pojechałem do szpitala z „awanturą”.

Zanim tam dotarłem, to pojechałem do apteki nocnej po elektrolity, gdyż byłem pewien, że to ponownie musi być spadek cukru, brak potasu lub może zawał? Saszetki z elektrolitami wymagają rozpuszczenia w wodzie, której oczywiście nie miałem. Wsypałem zawartość bezpośrednio do ust i pojechałem w dalszą drogę do szpitala z „zawałem” na ramieniu.

Gdy byłem na miejscu (w szpitalu), wyraziłem swoje „niezadowolenie”, że ja umieram, a oni mnie wypuścili 2 godziny temu i teraz ja sam „umierający z zawałem” do nich przyjechałem ponownie — ale tym razem zbyć się nie dam! Dostałem w tyłek hydroksyzynę i mnie położyli na sali z innymi. Tak przeleżałem do rana, nic nie śpiąc.

Lekarstwo na zawał, udar i raka – benzodiazepiny

Rankiem następnego dnia, po prostu mnie wypuścili bez słowa, za to z badaniami krwi. Wróciłem do domu. Tego samego dnia przyjechała do mnie lekarka rodzinna (znajoma). Popatrzyła na mnie, na to, co do niej mówię i na wyniki badań krwi i mi powiedziała tak:
– „Dla mnie to wygląda na problem z nerwami
– Z CZYM?! Przepraszam? Ja jestem ostoją spokoju!
Powiedziała mi, abym nie opowiadał głupot, tylko jak mnie znów złapie „zawał z udarem” to abym wziąć „to” w dawce 0,25 mg i jak pomoże to iść do psychiatry po inne leki. To coś, co mi przepisała, to była benzodiazepina — Alprazol.

Długo nie musiałem czekać, aż go wypróbuję. Jeszcze tego samego wieczora miałem kolejny atak i wziąłem „benzo”. Poczułem się jak w raju, gdzie króluje spokój i brak „udarów z zawałami…”.
Pomyślałem: „Czyli jednak jakieś nerwy”. No dobrze, zadzwonię do psychiatry.

Randka z SSRI

Psychiatra

Dwa dni później był u mnie psychiatra. Przepisał mi Parogen i kazał brać 10 mg na dobę. Umówiliśmy się, że powtórna wizyta nastąpi za 10 dni. Leżałem sobie i łykałem Parogen, ale z dnia na dzień czułem się gorzej. 8 dnia czułem się tak źle, że mój stan mogę nazwać jednym słowem „warzywo”.

10 dnia nie wziąłem kolejnej dawki, bo nie byłem fizycznie w stanie. Wtedy przybył także psychiatra na umówioną wizytę.
Zapytał:
– Jak się Pan czuje?
– Jak „warzywo” i nie mam zamiaru brać tego czegoś więcej.

Skwitował to, że pewnie nietrafiony lek lub jeszcze nie zadziałał i dał mi inny (jak się potem okazało MIX SSRI/SNRI). Jednocześnie zasugerował, że powinienem pomyśleć o terapii psychologicznej. 11 dnia rano poczułem się znacznie lepiej. Nie brałem już Parogenu od 3 dni, ale powiedziałem sobie, że nie opcji bym zaczął brać SSRI/SNRI, po tym, co przeszedłem z Parogenem.

2 tygodnie później rozpocząłem terapię TBP. W maju 2016 miałem 3 sesję TBP i po niej byłem jak nowo narodzony — zero lęków! Znów byłem taki jak kiedyś.

Rozdział 2: Nawrót, a w zasadzie pierwsza nerwica

Jest kwiecień 2017 roku. Stoję w Dehatlonie przy kasie, jest kolejka. Nagle przychodzi atak paniki. Niby go znam i wiem, co to jest, ale lęk się potęguje. Mam ze sobą Alprazol więc czuje się bezpieczniej. Po wyjściu z Dehatlonu natychmiast go zażywam.

Takich ataków miałem w kwietniu jeszcze kilka. Potem kilka w maju. Zaczęły się pierwsze kompulsywne myśli, że „to” jednak wraca i tak zostanie, że leczenie farmakologicznie mnie nie minie i muszę mieć jakieś niedobory neuroprzekaźników w mózgu.

Mniej więcej w tym samym czasie, przyszły pierwsze mocne psychosomaty Dokręcałem się nimi i to bardzo. Praktycznie to była hipochondria. Do tego myśli egzystencjalne i nic mnie nie cieszyło. Miałem cały wachlarz psychosomatycznych dolegliwości. Chyba nie bolały mnie tylko włosy i paznokcie.

W czerwcu pojawiła się derealizacja, miesiąc później delikatna depersonalizacja. W sierpniu depresja przed duże “D”. To był komplet.
Czułem się tak, jak po Parogenie. Warzywo. Mój czas upływał na leżeniu i patrzeniu w sufit. Bez emocji, bez lęku, bez nadziei i w poczuciu totalnej bezsilności. Ten okres mną wstrząsnął. Wybór był prosty albo to koniec, albo coś zrobię. Coś innego niż wszystko, co robiłem.

Rozdział 3: Wychodzenie

Pod koniec sierpnia 2017 roku postanowiłem coś zrobić, bo tak być nie może. Kupiłem książkę, kompletnie niezwiązaną z nerwicą. Była związana z depresją i myśleniem. To była Potęga teraźniejszości” – E. Tholle.

Potęga teraźniejszości

W trakcie jej czytania dokonał się pierwszy nerwicowo-depresyjny cud. To mi dało oddech, mogłem dużo swobodniej nie angażować się w kompulsywne myślenie.

Czytałem coraz więcej. Od klasycznych nerwicowych książek po tematy pokrewne. Czytałem opracowania naukowe, coraz bardziej zagłębiając się w procesy biochemiczne w obrębie neuroprzekaźników. Zrozumiałem, czym są leki – jak działają i dlaczego nie działają.

Słuchałem także setki godzin materiałów na YouTube innych ludzi z podobnymi problemami. Jedne były bardzo pomocne, inne idiotyczne.

Mijały tygodnie. Cały czas miałem derealizację i depresję, ale nie było lęku. Depresja spowodowała, że przestałem odczuwać lęk albo był on tak nie istotny, że nawet na niego nie zwracałem uwagi. W stanie depresyjnym lęki to jest najmniejszy problem.

Bardzo dużo słuchałem różnych uspokajających kompozycji na YT i bardzo dużo spałem. Medytacje mieszane ze snem to było z 6 godzin dziennie + 8 godzin normalnego snu w nocy.

W trakcie tego okresu nasycania się wiedzą i zrozumieniem, odkryłem kilka rzeczy.

Odkrycie akceptacji

Jeżeli będę się opierał i wypierał to, co czuje (a przecież nie chce tego czuć) to będę w sobie budował napięcie. Przecież napięcia chce się pozbyć, więc nie mogę „nie chcieć”. Nie mogę żądać, bym nie miał nerwicy. Co więc mam zrobić? Muszę po prostu zaakceptować ten stan dla własnego dobra. Akceptacja musi być szczera i bez przygryzania zębów. Myśli mnie oszukują, ale emocji się nie da oszukać. Skoro depresja = przeszłość, a lęki = przyszłość to, gdzie jest spokój? Wszystkie
Książki w szczególności książki Thollego mówiły o jakimś magicznym „tu i teraz”.

Rozwód z mózgiem

Było coś jeszcze — Ten sam Tholle mówił także o myślach, jako o produkcie mózgu. Kim jest ten, który myśli? hmm…chwila.
Skoro mózg produkuje myśli, a ja mogę je obserwować z boku, to znaczy, że myśli nie są mną. To, kim ja jestem? Jestem zbiorem tych myśli, uczuć, doświadczeń i przekonań, a to wszystko nazywa się EGO. Czyli JA i moje EGO to dwie różne rzeczy!

No to dobra, postanowiłem obserwować siebie i swoje myśli i się z nimi nie utożsamiać – niech sobie lecą. Zwał? Ok. Udar? Ok. Idziemy się wieszać? ok – no to idźcie (myśli), powodzenia!

Mózg uczy się poprzez doświadczenia — czyli, aby pozbyć się lęków, należy świadomie pokazywać mózgowi swoim działaniem, że tu nie zagrożeń. To wszystko to tylko projekcje mózgu.

Kontrola

Puściłem nieświadomie całkowicie kontrolę. Zrozumiałem, że nie mam żadnej kontroli realnej, poza jej poczuciem. Tego nauczyła mnie w pierwszej kolejności sama nerwica. Dobrze mieć poczucie kontroli i zaakceptować jej faktyczny brak. To jeden z filarów wychodzenia z nerwicy.

Nic nie kontrolujesz

W ten sposób na początku października, czyli miesiąc po świadomej pracy ze sobą, puściła mnie derealizacja. Nagle. Nawet nie wiem kiedy, zacząłem normalnie widzieć świat. Natręty myślowe jeszcze miałem, ale dużo mniejsze. Mózg się poddawał. Czułem, że niewiele mi brakuje, aby zaprzestał produkowania bezsensowych i katastroficznych myśli. Robiłem wszystko jak zwykle, działając pomimo odczuwanego dyskomfortu, ale nigdy wbrew niemu. Nigdy nie przygryzałem zębów.

W połowie października puściła mnie depresja oraz całkowicie natręty myślowe. Praktycznie w jednej chwili. Nagle. To był pozytywny szok.

W listopadzie puściły w większości wszystkie somaty, a jak wiemy, somaty są napędzane emocjami, a one myślami. Skoro odpuściły myśli, to napięcia i bóle somatyczne nie miały już podstaw, by mnie dalej męczyć.

Inni muszą też sobie pomóc!

Postanowiłem, że pomogę innym ludziom, dzieląc się z nimi swoim doświadczeniem. Trafiłem na nerwicowe grupy na Facebooku. Zauważyłem, że wszystkie te grupy to jedno wielkie żalenie się i lamentowanie. Zero konkretów, co najwyżej dezinformacja. Wszędzie królował „zawał i udar”. Co druga osoba umierała. Wszędzie leki i pytania, czy ten jest lepszy od drugiego. To był jakiś matrix! Zdrowe osoby, robiły z siebie ofiary nerwicy, użalając się nieprawdopodobnie nad swoim losem. Napisałem kilka postów, by pomóc tym ludziom, ale ku mojemu zdziwieniu, ludzie zaczęli stwierdzać, że z tego się nie wychodzi, a to wraca. Ludzie zaczęli mnie oceniać swoją miarą — miarą niezrozumienia emocjonalnego samych siebie.

Idziemy na swoje

W listopadzie postanowiłem założyć grupę na Facebooku, ale inną niż wszystkie. Na tej grupie ustanowiłem zasady. Żadnego użalania się, żadnych „zawałów” żadnych leków. Czysta praca nad sobą i świadome wychodzenie z nerwicy. Skupiłem się na „ratowaniu” ludzi z innych grup „zawałowo udarowych” na Facebooku.

Tak powstała moja grupa, na którą Cię serdecznie zapraszam. Potem stworzyłem specjalny kurs wychodzenia z nerwicy.

Rozdział 4: Nerwica i co dalej?

Praca nad sobą. Człowiek po wyjściu z nerwicy potrafi się łapać w momentach, gdzie odzywają się w nim stare schematy i nawyki.

Wolność od lęku

Zaczyna widzieć stare błędne schematy poznawcze, które go doprowadziły do nerwicy. Nie sztuką jest nie mieć ataku paniki, ale sztuką jest nie „umierać”, gdy się pojawi.

Jednakże dla mnie nerwica to tylko wynik. Przyczyny były w neurotycznym nacechowaniu osobowości i EGO. Ja idę dalej, nie zatrzymując się na wyniku. Chce maksymalnie zmienić swoje neurotycznie nacechowane ułomności w takim stopniu, aby lęk nie miał czego u mnie szukać. Już nie ma.

Na koniec chciałem życzyć wszystkim czytającym świadomego wychodzenia z nerwicy, bez leków. Pracujcie nad sobą. Zbudowałem dla Was drogę i ją oznakowałem. Jedyne co musicie zrobić, by się ze mną spotkać, to zrobić pierwszy krok.

Jeżeli chcesz się podzielić swoją historią na moim blogu, to napisz do mnie.


Do zobaczenia po drugiej stronie lęku!

Kurs wychodzenia z nerwicy lękowej


Nerwica lękowa - kurs

Zapraszam Cię do udziału w moim interaktywnym kursie wychodzenia z nerwicy. Kurs składa się z 24 rozdziałów rozłożonych w czasie.

Potrzebujesz tylko 25 minut, aby zapoznać się z treścią rozdziału. Możesz czytać lub słuchać wersji audio.

Pomiędzy rozdziałami, system zada ci kilka pytań. Jest to niezbędne, jeżeli ma być skuteczne.

Interaktywny system kursu, będzie na bieżąco monitorował Twoje postępy w wychodzeniu z nerwicy. Dzięki temu dowiesz się, które obszary wymagają korekty i jak je poprawić.

Kurs jest objęty gwarancją skuteczności lub zwrotu pieniędzy. Nikt inny nie daje takiej gwarancji. Skąd ta pewność? Od 2017 roku nie było reklamacji na działanie kursu po jego ukończeniu. Nie wierzysz? Wejdź na grupę na FB i zapytaj ludzi. 


Całkowity koszt dostępu do kursu to tylko 199 zł



Marek Daniel

Mam na imię Marek, miałem nerwicę i depresje. Od wielu lat pomagam osobom z nerwicą lękową na mojej grupie na FB. Jestem autorem pierwszego interaktywnego kursu wychodzenia z nerwicy. Jeżeli chcesz dowiedzieć się o mnie więcej, zapoznaj się historią mojej nerwicy.

6 komentarzy

Anna · 14 grudnia 2022 at 00:46

Artykuł fajny ale chcesz pomagać ludziom czy zarabiać na ich bezsilności?

    Marcin · 9 stycznia 2023 at 14:34

    A psycholog pracuje za darmo albo psychiatra ?

Jakub · 14 grudnia 2022 at 12:03

Do Anna: Zaznaczę, że korzystam z tej formy pomocy tj. książko-gry wolniodleku.pl. Dodatkowo uczestniczę w psychoterapii. Znam również troche samego autora projektu. Jest to fantastyczna osoba. Sam dużo pszeszedł. Zawsze służy pomocą gdy napotkam na problemy ze zrozumieniem któregoś z rozdziałów. Zapraszam Cie Anno do grupy wolniodleku.pl na Facebooku. Zroumiesz, że w przypadku tego projekty absolutnienie nie chodzi o “dymanie” ludzi z zaburzeniami z kas, całkowicie nie mogę się z tym zgodzić! Często na grupie była poruszana kwestia ceny za możliwość uczestniczenia w kursie. Jak była za niska ludzie sami chcieli płacić więcej. Wynika to pewnie z faktu, że ludzie myślą, że jak coś jest tanie lub za darmo to im nie pomoże;) Pamiętaj, że jest to jednorazowa opłata. Ja za jedną sesje psychoterapii online place 170 zł za 50 min!!! Napisałem ten komentarz, bo w mojej opinie jest niedorzeczny i krzywdzący twórcy wolniodleku.pl!!!

Barbara · 14 listopada 2023 at 20:37

Ludzie nie zdają sobie sprawy jak potrzebne i cenne są rady i wskazówki osoby , która przeszła nerwicę czy depresję, szczególnie , że z niej wyszła. To niesamowicie podnosi na duchu i daje nadzieję, że nam też się uda. Jest to zupełne przeciwieństwo terapii z jakimś psychologiem teoretykiem który nie ma pojęcia co się czuje gdy jest się “wybrańcem “. Jeśli więc komuś nie pasuje, że ma dać bezwartościową dziś stówkę za kurs, za tę nadzieję, za to, że możemy na czyimś przykładzie i doświadczeniu podjąć walkę, to cóż tu dużo mówić…. widocznie za mało boli a poza tym na szczaw bałwanie. Przedstaw innym swoją historię, miej odwagę, pokaż jak super dałeś/aś radę…. Marek jesteś wielki !!! Robisz kawał dobrej roboty . Dziękuję.

Andrzej · 17 stycznia 2024 at 21:24

Bardzo ciekawe jest to, że postanowił Pan pomagać innym, zachęcam do zaproszenia psychologów do współpracy i zbadać efektywność Pana programu, obecnie trudno jest zaufać, że ten kurs rzeczywiście może pomóc. Mając grupę osób, którym ten kurs pomógł liczę, że stworzenie badania naukowego to dla Pana to tylko kwestia czasu. Pozdrawiam i skorzystam, gdy będzie Pan proponował przebadane metody.

    Marek Daniel · 17 stycznia 2024 at 22:25

    Dziękuje Andrzeju za komentarz i za tą sugestię.
    Kiedyś o tym myślałem, aby poddać kurs ocenie psychologów i zrobić właśnie jakieś badania w tym zakresie przez specjalistów.
    Później jednak doszedłem do pewnego sprzecznego wniosku.
    Ludzie z zaburzeniem lękowym nie trafiają do mnie najpierw (co mnie bardzo cieszy), ale do psychiatry i psychologów (najczęściej kilku).
    Gdy ich metody im nie pomagają, to zaczynają szukać czegoś innego i tak trafiają do mnie. Można by powiedzieć, że znakomita większość ludzi u mnie to weterani tematu.

    Jeżeli kurs przejdzie „pozytywną” superwizje / ocenę środowiska badawczego składającego się z psychologów to mamy problem.
    Kurs będzie oceniany, przez specjalistów, od których ludzie przychodzą do mnie. Więc skoro oni nie byli w stanie im pomóc to jak mają ocenić mój kurs? Wg tych samych kryteriów, metod i środków, którymi posługują się w swoich nurtach?
    Jeżeli tak, to ich pozytywna ocena będzie oznaczała taką samą skuteczność mojego kursu jak i ich metod, a przecież tak nie jest, bo to od nich ludzie przychodzą do mnie.
    To może zniechęcić wiele osób i uznają, że to jest “to samo”, co mieli na psychoterapiach i co im nie pomogło.
    Mam nadzieje, że w miarę jasno napisałem, o co mi chodzi.

    Dzięki raz jeszcze za komentarz.

Dodaj komentarz

Avatar placeholder

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Your Cart

No Item Found
Subtotal0.00
Shipping0.00
Tax0.00
Total0.00
0